Wytwórnia 21 to designerski kolektyw, a zarazem studio projektowe, mieszczące się przy słynącej z secesyjnych kamienic Teodora Talowskiego ul. Retoryka 21 w Krakowie. Wytwórnię 21 tworzy działający w duchu upcyclingu i bioniki duet – Tomasz Wójcik i Maja Gralak. O ekologicznych aspektach działalności Wytwórni 21, projektach i sukcesach designerów rozmawialiśmy z Tomaszem Wójcikiem.
Wytwórnia 21 przede wszystkich funkcjonuje jako pracownia. Kiedy rozpoczęliście Państwo swoją działalność i czym dokładnie się zajmujecie?
Tomasz Wójcik: Remont od zera zakończyliśmy w lutym, więc można powiedzieć, że od lutego funkcjonujemy w tym miejscu. Zajmujemy się architekturą, projektowaniem wnętrz i mebli, wystawiennictwem. Ogólnie rzecz biorąc: designem.
Z tego, co zauważyłam, projekty Pana autorstwa są bardzo silnie związane z ecodesignem, upcyklingiem. Skąd tego typu zainteresowania i jak realizują się one w ostatnim czasie w Pana projektach?
T.W.: Działanie w obszarze ecodesignu jest tanie ze względu na materiał. Trzeba mieć tylko na niego pomysł, reszta realizacyjnie pozostaje stosunkowo niedroga. Nie działamy wyłącznie w dziedzinie upcyklingu czy ecodesignu dla własnych idei i potrzeb, ale także zajmujemy się projektowaniem komercyjnym. Przykładowo projektujemy w tej chwili całą sieć sklepów dla firmy Ferax, czyli salony Gatta. To nie jest żaden upcykling czy recykling design.
Na co dzień pracuję na Wydziale Architektury Wnętrz, gdzie prowadzę Pracownię Projektowania Mebli i Elementów Wyposażenia Wnętrz. Obecnie kieruję własną pracownią – trzecią pracownią projektowania mebli, natomiast wcześniej prowadziłem zajęcia, dotyczące bioniki. Był to program, który próbował zainteresować studentów zjawiskami, przeniesionymi do projektowania ze świata przyrody. Jest to rzecz, która mnie najbardziej fascynuje i pochłania z racji tego, że sam bardzo dużo czasu spędzałem na łonie natury. Prowadziłem szkołę paralotniową, uczestniczyłem w zawodach, latałem w kadrze narodowej. Teraz, ze względów zdrowotnych, skupiłem się bardziej na projektowaniu, ale to obecność przyrody i inspiracje naturą odgrywają kluczową rolę w moich projektach. Wszystkie przedmioty, które projektujemy wraz z Mają, dotykają świata przyrody i tych zjawisk, które są w świecie przyrody obecne. To stanowi główną inspirację – wyciągamy wnioski i przetwarzamy zjawiska, występujące w naturze. Dla mnie doskonałym przykładem tego typu działań jest fotel, na którym Pani siedzi [funplastic – fotel z zakrętek, przyp. red.]. Z jednej strony są to zakrętki, ale z drugiej strony jest to struktura, która swój rodowód ma w świecie przyrody. Może jeszcze bardziej jest to widoczne w moich lampkach [virus funplastic – lampa z zakrętek, przyp. red.].
Ubiegł Pan moje kolejne pytanie, ponieważ chciałam zapytać o konkretne przykłady projektów, zrealizowanych w duchu bioniki. Proszę w takim razie wymienić nazwiska konkretnych projektantów, którzy stanowią dla Pana źródło inspiracji. A może są to inspiracje natury bardziej ideowej?
T.W.: Moją inspiracją natury ideowej na pewno jest holenderski designer Piet Heen Eik. Wszelkie działania, które funkcjonują w zgodzie z naturą, czy – teraz jest takie popularne sformułowanie – w duchu zrównoważonego rozwoju, są to rzeczy, które w pełni akceptuję, ale jednocześnie dążę do tego, żeby przedmioty powstałe w duchu recykling designu czy upcyklingu straciły swój śmieciowy charakter. Żeby na pierwszy plan nie wychodziła ta cecha obiektów, tylko potencjał, który drzemie w powszechnym materiale, odpadzie i pomyśle na niego. Kształtując ten materiał w sposób absolutnie zatracający śmietnikowy charakter nowego przedmiotu. Pomysłem na materiał staram się ukryć „śmietnikowy rodowód” projektowanych przeze mnie przedmiotów.
Czy ten cel, który stara się Pan realizować, oczyszczenie ze śmietnikowego rodowodu mebli, które Pan projektuje, ma swoje odzwierciedlenie w odbiorcach takich projektów? Czy oni rzeczywiście poszukują przedmiotów, które będą z surowców wtórnych, ale w zupełnie nowej odsłonie? Czy jest zapotrzebowanie na tego typu meble?
T.W.: Nie wiem, czy jest zapotrzebowanie. Wiem, że ludzie świadomi na pewno raz – dbają o naturę, dwa – otaczają się przedmiotami, które są mądre. Takie przedmioty chciałbym projektować. Czy to mi się do końca udaje? Nie wiem. Czy ludzie tego pragną? Myślę, że jeszcze nie wszyscy wiedzą, że coś takiego robię. Jak się dowiedzą, na pewno zapragną tych przedmiotów (śmiech).
Mam nadzieję, że się dowiedzą. Rozumiem, że docelowo chciałby Pan sprzedawać swoje projekty w duchu recyklingu? A może są one raczej robione hobbystycznie?
T.W.: Hobbystycznie…(śmiech).
Udało się Panu sprzedać któryś fotel?
T.W.: Nie rozpropagowałem jeszcze tych foteli na tyle, żeby móc nimi handlować, ale niedawno trafiły do galerii. Można je obejrzeć w Galerii BB i w Galerii SBB pani Anity Bialic. Zajmuję się projektowaniem i wytwarzam te meble, również własnoręcznie, ale chyba nie jestem dobrym handlowcem. Tutaj musi znaleźć się człowiek, który to potrafi, dlatego staram się współpracować z galeriami i ludźmi, którzy mimo wszystko próbują polskim designem w Polsce handlować. Następna rzecz, która jest dla mnie istotna, to inspiracja – zarówno przyrodą, jak i polskim duchem w projektowaniu czy polską wytwórczością, polską tradycją i polskością jako taką.
Wspominał Pan o dwóch Biennale, w których ostatnio uczestniczyła Wytwórnia 21: biennale w krakowskim Bunkrze Sztuki i DMY Festival w Berlinie. Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej na ten temat? Jakie produkty Państwo zaprezentowaliście?
T.W.: Ponieważ moja pasja jest moim zawodem, a mój zawód jest moją pasją, wszystko się ze sobą przenika – i moja praca zawodowa, i moja praca akademicka w charakterze nauczyciela. To wszystko stało się dla mnie jedną wspólną rzeczą. Staram się „zarazić” studentów swoimi zainteresowaniami czy ideami i przemyśleniami, co do działań projektowych.
Udało mi się namówić studentów ze swojej pracowni, z różnych lat, do podjęcia akcji, którą zrealizowaliśmy na Biennale Architektury Wnętrz w Bunkrze Sztuki. Przygotowaliśmy kopułę geodezyjną z tekturowych rur pod hasłem Projekt Kuyen. Była to kopuła o średnicy 5 m, o wysokości ok. 3 m, zbudowana z tekturowych rur o różnej długości oraz grubości. Wykorzystaliśmy również rury cięte na pierścienie, które pełniły funkcję „węzłów” i opaski samozaciskowe, zipy. Kopułę wypełniliśmy balonami, w balonach umieściliśmy ziarenka. Był to „grubszy”, ideowy projekt związany z naturą – promowaliśmy nasiona Kuyen. Zrealizowałem go z moimi studentami i Mają Gralak, z którą pracuję na co dzień w Wytwórni 21 – „21” dlatego, że Wytwórnia mieści się na ul. Retoryka 21. To była sytuacja, związana ze szkołą.
Wzięliśmy także udział w DMY – International Design Festival w Berlinie, gdzie mieliśmy własne stoisko. W tym roku targi dotyczyły młodych pracowni projektowych, nowych pomysłów i nowych zjawisk w obszarze designu. Wystąpiliśmy na nich we trójkę, pod hasłem „Kolektyw 21”, ponieważ do Wytwórni 21 włączamy działania przyjaciół i znajomych, które są dla nas akceptowalne i wspólne ideowo. Włączamy je również dlatego, że razem po prostu dobrze się bawimy i czujemy w swoim towarzystwie. Osobą, z którą świetnie się rozumiemy i mamy dużo frajdy, kiedy razem działamy, jest dr Magda Pińczyńska – Pani, która pracuje u mnie na wydziale: w Pracowni Projektowania Wnętrz.
Jakie prace zaprezentowaliście Państwo na targach DMY?
T.W.: Pokazaliśmy naszą ideę „zakrętkową” plus parawany tekturowe, leluje oraz tekturowe taborety Magdy Pinczyńskiej. Leluja to nazwa polskiej wycinanki z okolicy Podbeskidzia. Były to drzewka w formie wycinanki. Na bazie tych leluj zbudowaliśmy z Mają projekt parawanu. Na naszej stronie jest on pokazany jako bardzo „bogata” rzecz, wykonana w pleksiglasie. Na targach pokazaliśmy to na odwrót, jako wydruki na tekturze, czyli obiekty wykonane w zupełnie tanim materiale. Magda z kolei prezentowała zachwycające stołki, „banalne” w swym wyrazie, lapidarne, natomiast cieszące się ogromnym powodzeniem. Są to zwinięte rulony tekturowe, zapięte w filcowy rękaw z uchwytem, co daje formę taboretu. Nie mogę o tym opowiedzieć, nie pokazując, jak to działa.
To jest tektura falista, skręcona w tubę. Ma uchwyt – rączkę obszytą wysokiej jakości, nierozciągliwym filcem. Zapinana jest z jednej strony na napy. Projekt bardzo się podobał. Wiem, że po targach Magda ma już wiele zamówień na tego typu obiekty. Taborety nazywają się Maki – od sushi, bo są zwijane w rulon.
A jak nazywa się fotel, na którym siedzę?
T.W.: Pierwowzorem dla tego fotela był prototyp, który nazywałem „fotelem dla Marcina Świetlickiego w czasie, kiedy jest on w nastroju »nieprzysiadalnym«”. Ponieważ fotel przypomina jeża, później nadałem mu nazwę „Hedgehog ”(jeż). Fotel jest najeżony zipami, ale gdy robiłem prototyp, myślałem właśnie o Świetlickim.
Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sprezentować mu taki fotel.
T.W.: Nie wiem, czy go stać (śmiech).
Gdzie w najbliższym czasie będzie można zobaczyć Państwa prace?
T.W.: Od 7 lipca będziemy na Gdynia Design Day. Wysłaliśmy na festiwal pięć czy sześć obiektów. Będzie jeszcze wystawa na początku sierpnia, prawdopodobnie w Śląskim Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie. Staramy się pokazywać te rzeczy na zewnątrz i skłaniać ludzi do tego, żeby je kupowali.
Rozmawiała Anna Bartosiewicz
Data dodania: 09.07.2012