O dizajnerskich koncepcjach i nietypowych rozwiązaniach we wzornictwie przemysłowym rozmawialiśmy z Bartoszem Muchą – projektantem 2 i 3D, absolwentem grafiki na krakowskiej ASP.
Jest Pan nie tylko projektantem, ale i artystą. W Pana realizacjach często zacierają się granice między dizajnem a sztuką. Czy chciałby Pan jednak czasem wytyczyć te granice, a może zmusza Pana do tego konieczność?
Bartosz Mucha: Zależy. Czasem chcę być po stronie projektowej, a czasem po artystycznej. Nie tylko ja mam z tym problem, ale też osoby, które próbują interpretować moje prace. Błąkam się po granicy tych dwóch światów i jest to trochę niezręczne. Jednak – paradoksalnie – bywa dość wygodne, albowiem czasem mogę bezpiecznie ukryć się po którejś ze stron.
Przetwarza Pan przedmioty w ten sposób, aby wydobyć z nich nowe zastosowanie. Co rozumie Pan przez „fiksację funkcjonalną”?
BM: Całe swoje życie, nie tylko artystyczne, ale i zupełnie prywatnie, staram się zwalczać w sobie przyzwyczajenia, gorset, który każe widzieć i postępować w pewien utarty sposób. W sensie dosłownym to zamiana funkcji przedmiotu. Teraz pracuję nad para-architekturą i staram się łamać przyzwyczajenia, co do domu, mieszkania, budynku etc.
Jako projektanta cechuje Pana ironiczne podejście, zarówno do otaczającej nas rzeczywistości, jak i do sztuki użytkowej. Daje Pan temu upust w projekcie Poor Life. Proszę coś więcej opowiedzieć o tej koncepcji.
BM: Ironia nie jest moim celem. Czuję się zaskoczony, gdy słyszę, że moje opisy przedmiotów są dowcipne, ironiczne. Piszę je zupełnie poważnie. Może zabrzmi to nieskromnie, ale demaskuję pewne zachowania i to staje się wówczas zabawne. Taka naga prawda o nas, ludziach, w kontekście przedmiotu…
Pana projekty można zaliczyć do dizajnu eksperymentalnego, utopijnego lub nurtu dizajnu konceptualnego. Czy to oznacza, że powinny one być traktowane z przymrużeniem oka?
BM: Tak bywają zaliczane, bo inne „worki” są bardziej doprecyzowane, a ten jest wygodny i pojemny. Niemniej ta „utopia” zupełnie dobrze sprawdza się u mnie w domu. Ja jestem użytkownikiem swoich przedmiotów i być może w przyszłości moich projektów para-architektonicznych.
Osobiście realizuje Pan wszystkie swoje projekty. Dlaczego?
BM: Nie wszystkie, to zależy. Ale odpowiedź jest prosta. Każdy projektant sam – lub w jakimś procencie samodzielnie – wykonuje pierwsze wersje projektów, to jest element projektowania. Przedostatnia faza projektowa. Można jeszcze poprawić detale, dotknąć swojej wizji w każdym calu. Ostatnio realizowałem mobilny koksownik, który w całości zleciłem kowalowi. No, na tym to już się zupełnie nie znam. Ale kowal idealnie oddał moją wizję.
Chętnie sięga Pan po łatwo dostępne materiały, takie jak drewno lub płyta OSB. Czy Bartosz Mucha gardzi bardziej wysublimowanymi tworzywami?
BM: Lubi surowość. Teraz beton. Szary kolor. Dobrze się czuję w takim otoczeniu.
Podczas wystawy „Wolnica, wolność, wyobraźnia”, w ramach Etnodizajn Festiwalu 2010, zaprezentował Pan Taczkołyskę – łóżko na biegunach z kółkiem z przodu i dwoma uchwytami z tyłu – oraz Krzesełko dziecięce. Taczkołyska – ni to mobilny, hybrydowy mebel, przeznaczony dla dzieci, które nie ukończyły 6. miesiąca życia, ni to ogrodowa donica, intryguje, a zarazem bawi, przypominając niechybnie o ciężarze usypiania dziecka. Jest to projekt artystyczny czy przedmiot, który mógłby mieć zastosowanie we wzornictwie przemysłowym?
BM: Myślę, że mogą się przyjąć. Projekty powstały, gdy miałem takiego małego Tytuska. Teraz jest trochę starszy. Ale wówczas wynikało to z codziennej praktyki, zaobserwowanych potrzeb i braków w domowej infrastrukturze. Projekty jednocześnie były inspirowane magazynami Muzeum Etnograficznego, gdzie spędziłem trochę czasu, oglądając i wczuwając się w klimat.
Krzesło z płyty OSB – Duporet – to przedmiot, z którym nie rozstał się Pan nawet po przeprowadzce do mieszkania o powierzchni 15 m kw. Jakie zastosowanie ma ten mebel?
BM: To mieszkanie było przed domkiem, w którym mieszkam obecnie. Nie jest duży, ale oczywiście większy niż ta poprzednia klatka. Teraz mam duży rodzinny stół, a wokół 4 takie duporety i jeszcze jeden przy biurku. Świetnie się sprawdzają. Nie psują się. To udany projekt.
Na małej powierzchni z pewnością znakomicie sprawdza się „3 w 1” – siedzisko pokryte okleiną, składające się z trzech połączonych ze sobą, minimalnie różniących się wielkością krzeseł, które można rozsuwać w poprzek lub złożyć jedno w drugie. Czy ten mebel ma zastosowanie w praktyce?
BM: Niestety, nie udało mi się jeszcze zrealizować tego projektu. Może kiedyś to zrobię. Nie będzie to łatwe, bo forma jest trochę karkołomna w wykonaniu. Ale fajnie byłoby mieć pod ręką to rozsuwane siedzisko.
Inny bujany fotel Pana autorstwa nosi nazwę Fortelu Bujanego. Ten pokryty futrem przedmiot może być również ustawiony w pionie, nieruchomo, dzięki czemu pełni funkcję wygodnego oparcia. Na czym zależało Panu w tym projekcie?
BM: Chciałem mieć absolutnie przyjemny, miękki fotelik bujany. Taki użytkowy miś. I oczywiście daje on możliwość alternatywnego sposobu eksploatacji. Niestety, prototypu już nie mam.
We wrześniu 2009 r., w ramach projektu „Ponderabilla. Trzy oblicza designu”, prowadził Pan „warsztaty re-cycle”. Jakie znacznie ma dla Pana, jako projektanta, recykling?
BM: Mam problem z tym zjawiskiem. Istnieje dużo rzeczy, które tylko pozornie coś rozwiązują. Z reguły tworzenie obiektów ze śmieci, których i tak nikt nie chce, zapewnia dobre samopoczucie twórcom – niby coś robią dla świata. Wydaje mi się jednak, że robienie kolejnej lampy z butelek typu pet jest absurdalne. Ale też można znaleźć dużo rozsądnych pomysłów – rozwiązań sprzężonych z ogromną machiną przemysłową – i takie rzeczy też pokazywała wystawa w Poznaniu.
Rozmawiała Anna Bartosiewicz
Data dodania: 23.05.2011