Epidemia koronawirusa sparaliżowała nie tylko europejskie szpitale, ale i wiele przedsiębiorstw. Najbardziej ucierpiały branże turystyczna i gastronomiczna. A jak wygląda sytuacja w branży podłogowej? Na ten temat rozmawialiśmy z Tomaszem Urbańskim, prezesem zarządu Polskiego Związku Handlu i Usług Branży Pokryć Podłogowych oraz przedsiębiorcą. 

Kilka dni temu został ogłoszony stan epidemii. Jak – jako przedsiębiorca i wieloletni praktyk biznesu – zareagował Pan na tę informację?

Tomasz Urbański: Z dużym niepokojem. Nie chodzi mi o zagrożenie zachorowania – chociaż tu uważam, że wszyscy powinni zachować ostrożność – ale o to, co stanie się z gospodarką i moją firmą oczywiście. Nie znam się na medycynie i wirusach, dlatego pokładam zaufanie w ludziach, którzy są ekspertami, ale znam się na mechanizmach gospodarczych i wiem, że sytuacja zatrzymania gospodarki będzie miała duże konsekwencje w przyszłości. Jest we mnie sporo niepewności, chociaż na pewno mniej po tym jak, po okresie pewnego odrętwienia, wprowadziliśmy działania dostosowując się do sytuacji.

Jakie zmiany wdrożyliście w swojej firmie w związku z zagrożeniem koronawirusem?

Dostosowaliśmy się do zaleceń. Wystawiliśmy w wejściu płyn do dezynfekcji rąk, zaznaczyliśmy strefę poza którą nie wpuszczamy klientów, rozdaliśmy pracownikom pracującym na zewnątrz płyny dezynfekujące, stworzyliśmy stanowiska pracy zdalnej dla tych, którzy mogą tak pracować, ograniczyliśmy do niezbędnego minimum ruch w firmie. Poza tym część pracowników wykorzystuje urlopy, pozostali albo realizują bieżące zlecenia, albo zaległe, na które wcześniej nie było czasu.

Jaki wpływ ta sytuacja będzie miała na kondycję branży podłogowej?

Zrobiłem krótką ankietę, która pokazała, że większość firm z branży działa bez poważnych ograniczeń. Część klientów (ok. 20%) przekłada realizacje zleceń, ok. 30% firm zamierza w części ograniczyć aktywność. Nie ma takiego dramatu jak w przypadku gastronomii czy turystyki, ale nie popadałbym tu w jakiś hurraoptymizm. Musimy pamiętać, że te firmy, które pracują na inwestycjach teraz mają trochę pracy, ale dołek może nastąpić z opóźnieniem. Inaczej z firmami, które pracują dla klientów indywidualnych. Teraz mają spory zastój, który może się zaraz skończyć i szybko się odbiją. Oczywiście do końca nie wiadomo, jak to będzie wyglądać, bo sytuacja jest całkiem nowa i dynamicznie się zmieniająca. Na pewno jest mniej spotkań, nie wspominając o wydarzeniach, szkoleniach i innych spotkaniach, które są odwoływane.

Co według Pana powinny zrobić firmy – producenci, dystrybutorzy, wykonawcy z branży podłogowej w tej sytuacji?

Myślę, że większość firm w ramach swoich struktur dostosowuje się do sytuacji i na pewno podejmuje właściwe posunięcia. Kryzys jakim jest obecna sytuacja, zmusi większość z nas do przemyślenia, czy aby wszystko co robiliśmy, czy planowaliśmy ma sens. W naszej branży jest stosunkowo mało bankructw. Na to najbardziej narażone są firmy młode lub takie, które pracują w oparciu o strategie niskich cen, ponieważ zwykle takie firmy mają niewielkie zapasy kapitałowe, a te teraz będą bardzo potrzebne. Spodziewam się, że wiele firm wprowadzi jakieś zmiany.

Jest Pan prezesem Polskiego Związku Handlu i Usług Branży Pokryć Podłogowych – czy jako organizacja możecie coś zaoferować swoim członkom?

Przekazujemy na bieżąco naszym członkom informacje o możliwej pomocy ze strony instytucji rządowych. Kancelaria prawna Masiota, z którą współpracujemy, tworzy dla nas opinie prawne i rekomendacje, co należy robić w obecnej sytuacji. Jestem w gremiach, które bezpośrednio przekazują informacje do rządu, głównie do Ministerstwa Rozwoju. Zbieramy informacje z rynku i przekazujemy je dalej m.in. w celu zaapelowania o adekwatną pomoc dla firm.

Jakie rozwiązania systemowe byłyby najbardziej pożądane przez przedstawicieli naszej branży? Co powinno zrobić w tej sytuacji państwo?

Od wielu lat firmy i przedsiębiorcy są traktowani przez rządzących jak wstydliwy krewny. Niby się go akceptuje, ale najlepiej się z nim nie pokazywać. Widać to po tym, jak politycy niechętnie jeżdżą z przedsiębiorcami na misje gospodarcze, jak słabo konsultują z nami ustawy czy jak fatalnie podchodzą do partnerstwa publiczno-prywatnego, które jest niezwykle efektywne w tworzeniu wielu projektów. Teraz ta sytuacja pokazuje ludziom, co się dzieje, jak firmy przestają działać, jakie to ma skutki dla gospodarki, czyli tak naprawdę dla całego społeczeństwa. Ta sytuacja pokaże nie tylko politykom, ale też społeczeństwu, jak ważną rolę firmy odgrywają we współczesnym świecie.

Według mnie rząd powinien działać szybko, bo czas ma tu ogromne znaczenie. Całkowite zawieszenie składek ZUS byłoby na pewno pomocne, bo samo odroczenie może nie do końca zadziałać. Dopłaty do pensji pracowniczych też byłyby pożądane, zwłaszcza dla tych firm, które nie zwalniają ludzi. Pobudzenie gospodarki poprzez inwestycje w dalszej perspektywie również byłoby  dobre, zwłaszcza, że sytuacja w budownictwie na ten rok i tak nie wyglądała zbyt optymistycznie. W tym wszystkim ważne są proste procedury nie uwarunkowywane zbyt wieloma czynnikami, żeby firmy nie splajtowały zanim wypełnią te wszystkie formularze.

Jakie długofalowe skutki będzie miała epidemia szerząca się w całej Europie?

Sytuacja jest nowa na niespotykaną do tej pory skalę. Skutki gospodarcze mogą być potężne, co widać chociażby po ogromnych sumach przekazywanych przez europejskie rządy na pomoc dla firm. Myślę, że to jest doskonały test dla administracji rządowych i całej Europy. Jednakże musimy pamiętać, że żyjemy w gospodarce kapitalistycznej, w której DNA jest obrót towarowo-usługowy. Nie wyobrażam sobie, żeby to nie wróciło do normy, a być może, jeśli wyciągniemy z tego właściwe wnioski, wróci w jeszcze lepszej jakości. Jestem optymistą.

Na koniec chciałbym wszystkim życzyć dużo siły i nadziei, żeby ich nie zabrakło!

Rozmawiała Kasia Kaźmierczak

Data dodania: 23.03.2020